Co jeść w szkole?
Co jeść w szkole? Wiadomość o wprowadzeniu zakazu sprzedaży „śmieciowego” jedzenia w szkolnych sklepikach ucieszyła mnie ogromnie, ale tylko początkowo. Zrewolucjonizowano szkolną (przedszkolną także) kuchnię, dzieci na stołówkach będą wreszcie zdrowo jadły! Szał, ale do czasu. Po przeanalizowaniu owych zmian wyciągnęłam kilka wniosków, które poruszyły mnie na tyle, że postanowiłam temu tematowi poświęcić wpis. Podpowiem Ci, jakie zdrowe przekąski można przygotować dziecku do szkoły.
Co jeść w szkole?
Dzieci i młodzież do czerwca jadły doprawione potrawy, mogły w szkołach kupić do jedzenia i picia niemal wszystko co niezdrowe. Od września tego wszystkiego kupić nie mogą a na stołówkach coraz więcej nietkniętych obiadów. Zdumiewające? Kto potrafi w ciągu trzech miesięcy zmienić swoje nawyki żywieniowe? Osoba dorosła, na diecie, może potrafi, ale dziecko? Zadaję sobie podstawowe, najważniejsze, nasuwające się od razu pytanie. Dlaczego zmiany są tak radykalne? Co jeść w szkole?
Zalecenia żywieniowe a rzeczywistość
Słyszałam wypowiedź jednej ze szkolnych kucharek, która „skarżyła” się, że dopuszczalna obecnie ilość soli nie daje szans wydobycia smaku potrawy. Dzieci są przyzwyczajone do smaków wyniesionych z domu a wiadomo, że Polacy szalenie zdrowo nie jedzą. Zresztą, o czym tu mówić, skoro już w słoikowych daniach dla niemowlaków znajdziemy sól. W dopuszczalnych ilościach rzecz jasna, ale wyrabiamy smak u takiego malucha niemal od urodzenia, tym samym przyzwyczajając go do „dobrej”, doprawionej kuchni. Czym dziecko większe soli w pokarmach też więcej. Następnie dochodzą tak zwane słone przekąski i dziecko coraz bardziej brnie w solną krainę. Zatem wniosek pierwszy – bez soli się nie obejdzie. Można sól zastępować innymi przyprawami, przede wszystkim ziołami, ale dla dziecka nie przyzwyczajonego do takiej egzotyki nie ma to sensu, bo i tak smakować mu raczej nie będzie. Solić trzeba, ale z UMIAREM czyli mniej niż do tej pory, ale nie prawie nic. Stopniowo zawartość soli powinno się obniżać, jednak nie od razu.
Teraz smażenie. Tu zgadzam się całkowicie i niepodważalnie, raz w tygodniu smażone mięsko w zupełności wystarczy. Wniosek drugi – duszone, pieczone i gotowane też pyszne.
No i cukier. Bardzo się cieszę, że słodzić można tylko miodem naturalnym, ale…publicznych placówek nie stać na takie rarytasy, zatem efekt jest taki, że jeśli kucharki/kucharze nie posłodzą miodem to nie posłodzą w ogóle i dzieci herbatki czy kompotu nie wypiją. Picie wody nie jest niestety zbyt powszechne wśród naszych pociech. Czy nie można by najpierw ilości dodawanego cukru ograniczyć a później dopiero całkiem wycofywać? Innym rozwiązaniem jest wprowadzenie zdrowych zamienników, oprócz wymienionego miodu naturalnego np.ksylitolu lub stewi. Za drogie? Dlatego stołówki w palcówkach publicznych powinny być bardziej wspomagane przez gminy. Ale czy to jest możliwe?
Zdrowa żywność w sklepikach szkolnych?
Sklepiki powoli znikają ze szkół, ponieważ prowadzący je nie potrafią wprowadzić w życie wymagań stawianych przez Ministerstwo Zdrowia. Do tej pory było łatwo, wystarczyło zaopatrzyć sklepik w chipsy, batony i dosładzane soki. Nie zapominajmy o drożdżówkach. To był hit, pożywne i słodkie genialnie zapychały głodne dziecko. Od 1 września wymienione smakołyki musiały zostać usunięte ze szkolnych sklepików a sklepiki „usuwają” się ze szkół. Dzieci więc pytają, co jeść w szkole? Nieliczni sklepikarze radzą sobie z problemem wprowadzając zdrowy asortyment, ale z kolei narzekają, że dzieci wolały „śmieciowe” jedzenie. Jest to prawda, dlatego tu też potrzeba okresu przejściowego. Niezależnie sklepikarze muszą próbować i próbować, aż w końcu coś zdrowego dzieciom posmakuje. Proces ten odbędzie się większym kosztem i nakładem pracy lecz satysfakcja będzie ogromna, a wdzięczność rodziców nieskończona.
Zdrowe odżywianie dzieci jest najważniejsze
Najważniejszy wniosek jest taki, że sami rodzice muszą zrozumieć konieczność wprowadzenia zmian w sposobie żywienia naszych dzieci a politycy ( tu Ministerstwo Zdrowia) tych zmian dokonywać w porozumieniu z nimi, inaczej bowiem próbujemy zmierzyć się nieżyciową ustawą, z której chyba nikt nie jest zadowolony a miała przecież służyć walce z postępującą otyłością u polskich dzieci. Obecnie służy przede wszystkim dyskusjom, bardzo potrzebnym, ale wcześniej. Nikt przecież nie wątpi w to, że rodzice chcą wychowywać zdrowe dzieci a szkoły chcą się do tego przyczynić. Tymczasem w wielu szkołach personel miota się nie wiedząc co właściwie można gotować bądź sprzedawać w sklepikach. Do układania jadłospisu zatrudniają dietetyków. Wspaniale, lecz te działania powinny były mieć miejsce przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego, a nie w trakcie. Efekt będzie taki, że nowe jadłospisy „przyjmą się” pewno w okolicy wiosny, co z kolei gwarantuje, że będziemy wiedzieć co jeść w szkole w nowym roku szkolnym , ale nie w tym o który chodziło.
Przekąski do szkoły – przepisy
Ponieważ się stało, nie pozostaje nam nic innego jak znaleźć dania dostosowane do wymogów ustawy. Spróbuję sprostać temu wyzwaniu przedstawiając Wam kilka propozycji na przekąski.
Trzy przepisy na przekąski, które dzisiaj prezentuję całkowicie przypadkowo są wegetariańskie. Chociaż może wcale nie przypadkowo, bo często w naszej percepcji kuchnia zdrowa to kuchnia bez mięsa. Moje potrawy są adresowane przede wszystkim do dzieci, przeznaczone do konsumpcji na przykład w szkole podczas przerwy, więc trudno w takich warunkach serwować pociechom pieczone udko czy kotleta (choć taka opcja zawsze istnieje). Uważam jednak, że mięso w uczniowskim menu powinno się znaleźć, może np. w kanapce, zatem kanapka niebawem powróci.
Co jeść w szkole z własnego pojemnika?
Przekąski skomponowałam w ten sposób, żeby mogli je przygotować i łatwo zapakować do szkoły swoim pociechom rodzice, ale myślałam cały czas również o osobach prowadzących szkolne sklepiki i stołówki. Poza tym są to dania dla każdego, na wycieczkę, na piknik czy po prostu do zjedzenia w domu. Potrawy są przeznaczone do spożywania na zimno lub do podgrzania.
Mini omlecik pieczony lub smażony
Siła i moc czterech składników:
dwóch jaj, jednej marchewki, ćwiartki czerwonej cebuli i jednej solidnej łyżki natki pietruszki.
Do przygotowania takiego omlecika potrzebujemy małej patelenki ( o średnicy 12-14 cm), rondelka lub innego naczynia, które można wstawić do piekarnika.
Posiekaną cebulę i połowę marchewki pokrojonej w słupki należy lekko podsmażyć na oleju. Można dodać całą marchewkę, wtedy placek będzie wyraźniej słodkawy. Następnie wlać wymieszane z natką i już posolone jajka. Warto dodać również pieprzu.
Omlecik można usmażyć lub upiec, ważne żeby naczynie było pokryte nieprzywierającą powłoką. Piec należy w 180 stopniach przez 20 minut.
Smak jest bardzo ciekawy i powinien nawet najmłodszym dzieciaczkom przypaść do gustu, omlecik jest bowiem delikatnie, minimalnie słodkawy. Słodyczy dodaje także karmelizowana cebula. Można użyć zwykłej „białej” cebuli, jednakże czerwona ładniej komponuje się z pomarańczowa marchewką i zieloną natką . Jak pisałam wcześniej, jeśli dodamy więcej marchewki słodycz nabierze jeszcze mocy. Doskonały na ciepło i na zimno jako pożywne śniadanie, lekki obiad (omlecik jest bardzo sycący) lub na kolację. Inną wersję omleta znajdziesz we wpisie Pikantny omlet na piknik.
Kolejne propozycje przypomną nam smaki jesieni. Zatem co jeść w szkole jesienią?
W kuchni zdecydowanie trzeba wykorzystywać produkty sezonowe. W ten sposób zmniejszamy szansę, że jakieś potrawy znudzą się naszym dzieciom, a zwiększamy możliwość, iż za czymś zatęsknią. Ja na przykład zawsze tęskniłam za jesiennymi gołąbkami mojego taty, wiosenną zupa jarzynową mamy i naturalnie za świątecznymi frykasami.
Wracając do tematu.
Niby frytki
Niby frytki są minimalistyczne, gdyż do ich przygotowania potrzebujemy jedynie ziemniaków i dyni oraz bulionu. Obrane warzywa wystarczy pokroić w prostokąty (mniej więcej 1 cm x 1 cm), podgotować je przez 3 minuty w bulionie lub wywarze pomidorowym (zwłaszcza ziemniaki dla lekkiego koloru). Później przełożyć na blachę lub do innego płaskiego naczynia żaroodpornego (warzywa powinny leżeć osobno, nie jedno na drugim), lekko skropić oliwą lub olejem, delikatnie wymieszać żeby tłuszcz „okrył” warzywa i piec w nagrzanym do 180 stopni piekarniku przez 30-40 minut. Ja wraz z „frytkami” kładę na blachę również ząbek czosnku. Podczas pieczenia jego smak lekko przenika do warzyw. Po tym czasie ziemniaki powinny być złociste i chrupiące z wierzchu, miękkie w środku. Dynia zachowuje się nieco inaczej, nie „łapie” takiej chrupkości jak ziemniaki, za to jest słodka. Efekt jest wspaniały, bo mamy nieco grubsze od tradycyjnych, ale jednak frytki. No i bez smażenia.
Świetnie nadają się do jedzenia w porze obiadowej, można je podgrzać w wysokiej temperaturze żeby nie traciły chrupkości. Dwie przekąski mają charakter wytrawny, na koniec warto więc polecić coś bardziej deserowego.
Ciasteczka owsiano-orzechowe z dynią i cynamonem
To bardzo pożywne i energetyczne drugie śniadanie, w sam raz dla wielbicieli słodyczy choć bez dodatku cukru, słodzone miodem.
Potrzebne składniki na około 10 batoników lub ciasteczek:
1 szklanka płatków owsianych
1/2 szklanki łuskanych orzechów włoskich i/lub laskowych
2 łyżki miodu (można użyć więcej miodu)
1/5 małej dyni
1 łyżeczka cynamonu
1 jajo
1 łyżeczka masła
Przed przystąpieniem do pracy należy ugotować dynię w lekko osolonej wodzie do miękkości a po ostudzeniu rozgnieść ją widelcem. Smak dyni w ciasteczkach nie jest wyczuwalny, dodanie jej służy raczej podniesieniu walorów wizualnych, Gotowanie dyni zajmuje 5 lub 6 minut. Orzechy należy rozdrobnić wałkiem do ciasta, ale tak, żeby pozostały kawałeczki, wówczas są wyraźnie wyczuwalne w batonikach a swoją kruchością kontrastują z raczej miękkim ciastkiem. Płatki owsiane, orzechy i dynię wymieszajcie razem w misce, dodajcie cynamon, miód oraz jajo i ponownie dokładnie wymieszajcie. Składniki ( bez jajka ) można także przygotować dzień wcześniej, przechować w lodówce i następnego dnia przed upieczeniem dodać jajo. Z powstałej masy rękami łatwo formuje się batoniki i/lub ciasteczka o grubości 1 cm. Teraz wystarczy ułożyć je na papierze do pieczenia i piec przez 25 minut w 180 stopniach.
Po upieczeniu, zanim batoniki wystygną, warto posmarować je z wierzchu roztopionym masłem. Dzięki temu zabiegowi ciasteczka zyskują lekko maślany posmak i nie są matowe. Opcjonalnie masła można dodać do masy przed pieczeniem.
Wierzę, że wykorzystacie moje przepisy nie tylko dla dzieci, ale dla całej rodziny. Przekąski są wartościowe i syte. Mam również nadzieję, że pomogłam choć trochę w odpowiedzi na pytanie – Co jeść w szkole?